Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/211

Ta strona została przepisana.
—   205   —

też po angielsku, co było dzisiaj pożyteczne. W zebraniu nie było Żydów, więc Edwin zapytał.
— Gdzie się podzieli pani koledzy, poeci z kawiarni „A rebours“? Nikogo z nich tu nie widzę.
— Ich nowy rok wypada kiedyindziej — odparła znacząco Marusia.
— Ach, dlatego, że Żydzi? I pani jest antysemitką? Któż nareszcie jest filosemitą w Cudnie?
— Ci, którzy z konieczności potrzebują Żydów. Jam kontenta, że się ich pozbyłam.
O jedenastej już całe grono zaproszonych osób było w komplecie i zabawiało się rozmową, oprócz gospodyni, która znikała co chwila w sąsiednim pokoju, przerabianym pośpiesznie z sypialni na jadalnię. Około pana Coach’a skupili się przedewszystkiem ci, którzy umieli po angielsku: Edwin Szaropolski, hrabia Górka i jeden z dziennikarzy, który nieźle rozumiał. Robert przysiadł się do tej grupy, a że, jako aktor, miał zdolności muzykalno-naśladowcze, czasem wcale do sensu użył jakiegoś angielskiego wykrzyknika i sprawiał naogół wrażenie polygloty. Parę jeszcze osób przysłuchywało się rozmowie, a raczej mówiącym, siedząc, jak na angielskiem kazaniu.
Mr. Coach nie silił się na uprzejmość, ani na dowcip, gdyż nie miał zamiaru nikogo olśnić, ani przekonać o swych zaletach; był sobie Angli-