Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/225

Ta strona została przepisana.
—   219   —

znane przy zetknięciu się z paru już bardzo od siebie odmiennymi rządami dowiodły mu, że tymczasem nie w tym kraju zdziałać niepodobna, chyba łączyć się z akcją destrukcyjną na korzyść obcą, lub na korzyść panującej kliki, — dzisiaj, za rządów trzecich, nie rzucił się już tak śmiało i ochoczo do pracy, bo nic był pewien, czy rząd się uda lepiej, niż poprzednio. 1 właśnie dlatego — czekał.
Czekał bez nadąsania, ale przez ostrożną rachubę. W nowym gabinecie jedyną postacią jasną i wyraźną, ze wszech miar budzącą gorące nadzieje, był prezes ministrów. Inni mężowie, podobno szanowni, byli zupełnie nowi, a szczególniej Szaropolskiemu nieznani. Niechże ten zespół, w którym zaufać można jedynie dyrektorowi, wykona coś składnie, zanim ja rozpocznę jaką robotę — myślał Edwin.
Sądząc jednak z dzienników krajowych i zagranicznych, prawicowych i lewicowych, działy się rzeczy poważne, doniosłe, czasem aż majestatyczne. Cudno przemawiało do wielkich narodów, a narody czasem odpowiadały przychylnie. Omawiano preliminarja sojuszów, obiecywano sobie wzajemnie miłość, wiarę i niektóre doraźne pożytki. Robiono wielką politykę, dla której Szaropolski miał rzetelny respekt pomieszany z pewnego rodzaju obawą, ale nic mając zamiaru brać w niej kiedykolwiek udziału, był