— Owszem — odrzekł Szaropolski, nie chcąc się legitymować przed nieznajomym.
— Więc pan słyszał o czerwonej straży?
— Słyszałem. Ale... — bo byłem czas pewien poza Cudnem — czerwona straż funkcjonowała za rządów Wichrowatego a mamy przecie rząd nowy, lepszy?
— Może kiedy będzie? Tymczasem wszystko po staremu. I czerwona straż ciągle na miejscu. Ładna mi straż złożona z samych bandytów.
Tymczasem zbliżyło się już czoło pochodu. Sąsiad targnął Szaropolskicgo za rękaw:
— O! widzi pan? widzi pan?... tych dwóch na przedzie — jeden taki wilkiem patrzący, a drugi Żyd. — —
— No, widzę.
— To Polenow i Biberpelc — pełnej krwi bolszewiki!
— Jakże ich pan zna?
— A pan dlaczego nie zna? — Byli już w pismach fotografowani.
— I chodzą sobie tak na czele naszych robotników?
— Już ich dwa razy niby aresztowano za krwawe burdy i przeciwpaństwową agitację. Ale nazajutrz ich wypuszczają. I chodzą sobie, jak pan widzi.
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/235
Ta strona została przepisana.
— 229 —