Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/240

Ta strona została przepisana.




XII.

Mijały dni i tygodnie bez wieści i celu podróży i o dacie powrotu Edwina Szaropolskiego. Nie zaniepokoiło się Cudno, nie pisały o tem gazety, gdyż Szaropolski nie zdążył jeszcze stać się głośnym, ani niezbędnym w Cudnie; ale w kółku pseudo-rodzinnem, w fabryce, zaniepokojenie było spazmatyczne już w tydzień po zniknięciu Edwina.
— Jeden van der Winder może coś o tem wiedzieć — twierdziła uporczywie Lodzia w rozmowie ze swą panią.
Los „opuszczonych“ zbliżył obie niewiasty i stał się niewyczerpanym tematem gawęd między niemi.
— Zapytaj raz tego van der Windr’a. Wiesz, ’gdzie mieszka? — mówiła pani Marusia.
— Wiem. Ale niema go w Cudnie. Wyjechał w parę dni po naszym panu.
— A ty skąd wiesz o tem?
— Wiem... od Marcina.
— Sam pan nic nie powiedział? Przyznaj się, Lodziu.