instalowania się w fabryce, między panną artystyczną, a służebną zamąciło się nieco porozumienie z powodu bliskości Szaropolskiego. Marusia od podejrzeń dochodziła do przekonania, że ten niegodny Edwin przeniósł wdzięki ciemnej Lodzi nad jej słoneczną grzywę i artystyczną duszę. Postanowiła zemścić się po kobiecemu. Lodzia zaś bała się zasadniczo osławionej zmienności mężczyzn i zdawała sobie dokładnie sprawę z zabiegów Malankowskiej w celu usidlenia Szaropolskiego.
W parę tygodni później, 1-go marca, dzień był rozmarzający, jeden z tych luźnych poprzedników wiosny, gdy ziemia jeszcze śpi w zamrozie, lecz przez powietrze ciągną lube obietnice. Opowiadano, że na krzakach bzu, sterczących na podwórzu, zaczynają nabrzmiewać pączki Takie spostrzeżenia są radośniejsze, niż widok róży rosnącej i zakwitającej w kilka minut pod magiczną laseczką fakira. Współmieszkanki lokalu kancelaryjnego przez cały dzień były na powietrzu: ta na targu, tamta u krawcowej; jedna po guziki, nici i pomadkę do trzewików, druga w dwóch dyrekcjach teatrów, gdyż zebrało się jej na troskę o przyszłość artystyczną. Wieczorem spotkały się znowu w domu, zmęczone, lecz skłonne do gawędy.
Lodzia zastawiła wieczerzę.
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/242
Ta strona została przepisana.
— 236 —