Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/25

Ta strona została przepisana.
—   19   —

niedostatecznie przygotował się do konferencji Przez zbadanie miejscowych stosunków.
Ale Dr. Powidło zatrzymał petenta, ofiarując mu papierosa. Miał, widać, dzisiaj czas, bo w gabinecie, ani w poczekalni nie było dosłownie nikogo.
— Jakże się panu podoba w Cudnie?
— Powróciłem tu na stałe, aby pracować, panie ministrze. Podoba mi się, że jestem na własnym terenie pracy.
— To pięknie, młodzieńcze. My tu już od lat paru, tak powoli, stopniowo... budujemy —
— Co? może halle targowe na zastępstwo tych ohydnych kramów pod zamkiem? — zapytał żywo Szaropolski.
— Nie — — Powoli, młodzieńcze; to na później. Ja mówię o całokształcie państwa, które przeszło już ogromny etap ewolucyjny od jarzma moskiewskiego aż do formy dzisiejszej, gdy jesteśmy już — królestwem, sprzymierzonem z największą potęgą świata.
Minister wypatrywał na twarzy słuchacza oznak entuzjazmu, ale gdy Szaropolski mrugał tylko kłopotliwie, minister ciągnął dalej:
— Wszystko to przygotowaliśmy, wytargowali, przewidzieli, posuwamy dalej my, ludzie skromni, lecz nie zasypiający nigdy sprawy, my, aktywiści polscy — — — — — — — — — — —