Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/26

Ta strona została przepisana.
—   20   —

Szaropolski skłonił się przez grzeczność, ale z nagłego zaniku jego wymowy, dosyć sprawnej w materjach konkretnych, widać, było, że wyższej polityki wcale niepojmuje.
Dr. Powidło nauczał go dalej:
— Natrafi tu pan na zdania przeciwne naszemu programowi, zwłaszcza gdy się pan zetknie z endecją. To są ludzie, przed którymi pozwolę sobie pana ostrzedz — — — — — — — — — — —
— Dziękuję panu ministrowi za łaskawe dla mnie chęci, ale ja się nie zajmuję polityką. Jestem handlowcem. Możeby mi pan zechciał udzielić wskazówek, w jakim kierunku handel cudeński ma obecnie szanse rozwoju, abym mógł w nim wziąć pewien, choćby skromny, udział?
Wysoki urzędnik skrzywił się. Szybował już swobodnie w dziedzinie ogólników zasadniczych, a natrętny gość ściągał go do specjalności, którą dr. Powidło uprawiał przygodnie, przez patrjotyzm, ale bez zamiłowania.
— Widzi pan — rzekł ministerjalnie — trwająca dotąd wojna trzyma całe dziedziny życia publicznego i zależności. Z tego powodu i handel cudeński jest — rzec można — w zawieszeniu.
Szaropolski zmartwił się, chciał znowu powstać, ale ponieważ otrzymał drugiego papierosa, próbował jeszcze skorzystać z audjencji:
— Może inne jakie ministerjum ma wydział handlowy? Ministerjum wojny?