Zawzięła się już wiosna potężnie do swych robót dobroczynnych; szybko rosły zasiewy, łąki przybrały się w zieleń soczystą, na której występowały tu i ówdzie blade rzuty pierwiosnków, albo złote hafty jaskrów; drzewa, niedawno zaledwie nakrapiane żółtą zielenią, puszyły się już bogato, ogromniały w oczach, przerywały widnokrąg wspaniałymi kłębami, a górne listki ciągnęły wzrok człowieka w jasne niebo, podrywały myśli do radosnych lotów. Cokolwiek sprawiła Przyroda w swym dorocznym porywie do czynu, było potężne, a zarazem piękne i błogosławione. Powiewy jej pełne były dreszczów pobudzających, deszcze nabrzmiałe pożywieniem, głosy wszelkie zespolone harmonją bez fałszu. Dobra potęga urządzała świat bez trąb samochwalczych, bez gwałtów i prób lekkomyślnych, starym trybem mistrzów, czerpiących swe wzory z wieczności.
Tylko ludziom głupim i złym zdawało się, że wiosna gospodaruje na ziemi niezgodnie z du-