Gdy jednak przyjechał van der Winder, okazało się, że go najdrobniejsze szczegóły w Znojnie interesują. Można to było przypisać jego dobremu wychowaniu, albo i nabytej już przyjaźni dla Szaropolskich. Wprawdzie mało go zajmowały antyki meblowe, wystawione przez Joachima, twierdził jednak, że mieszka tu, jak w raju, a powietrze jest poprostu kuracyjne. Zajmowały go najbardziej nowe spostrzeżenia etnograficzne: budowa chat, ubiory ludu — zresztą wszystko, czego dotąd nie znał. Szczególną też uwagę poświęcił instytucji „święconego“, które nazwał „nieustającą przekąską“, i objadał się z umiarkowaniem, jednak obficie, przez parę dni poświęconych spożywaniu ciast i mięs zimnych. To znowu, wyszedłszy w pole, stawał się lirycznym i z powodu tutejszych równin wspominał swój kraj cały pokryty niby zielonym kobiercem. Rozrzewniał go widok wiatraków; zamało tylko było mu tutaj kanałów i już projektował przeprowadzenie pięknej drogi wodnej od Znojna do miasta powiatowego, między rzeką, a jej dopływem. Kanał obsadzi się wierzbą koszykarską... Wogóle Holender nie wątpił o żadnej możliwości pysznego rozwoju Znojna. A gdy Joachim zauważył z uśmiechem, że kanał trochę drogo będzie kosztował.
— Jak to? — zawołał van der Winder —
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/310
Ta strona została przepisana.
— 304 —