się udaje i zmierza jasno w dobrą przyszłość. Mamy krew żołnierską. — —
Po chwili dodał, niby nawiasowo, ze źle u kry tą pychą:
— Ma pan: nasz pradziad, Stanisław Szaropolski, był także oficerem.
Holender ukłon swój, pełen uszanowania, zwrócił tym razem do portretu wskazanego przez Joachima na ścianie. Ale dworskie maniery Holendra szły w parze z praktycznym rozsądkiem.
— Zaszczytne to powołanie — rzekł i pomilczał trochę. — — Jednak nasze zajęcia — pańskie, jako kierownika eksploatacji Znojna i moja skromna akcja pomocnicza — utknęłyby na martwym punkcie w razie nieobecności młodszego pana Szaropolskiego.
Gdy Joachim nie zaprzeczył, rozmowa zanikła, a do dalszych rozmyślań dogadywało tylko monotonne pluskanie deszczu za oknami.
Dopiero po dopiciu drugiej filiżanki odezwał się dyrektor:
— Ale kawa wyborna!
— Tyle naszego — odrzekł Joachim ironicznie, swoim zwyczajem.
— Czy szanowny pan mówi o stanie majątkowym swego synowca, postawionym na bardzo solidnych podstawach i obiecującym szybki rozwój?
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/328
Ta strona została przepisana.
— 322 —