Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/37

Ta strona została przepisana.
—   31   —

rozumiałych, aby ich rozrzewnić do głównej idei instytucji: do odbudowania fortuny Wilkołackich. Za zwyżkę opłat mieszkaniowo-kulinarnych lokatorowie otrzymywali korzyści natury moralnej: wyborne towarzystwo, ciepło serc bliźnich i światłe dyskusję po chudych obiadach i wieczerzach. Szaropolski spróbował tych uczt, ale nie mógł się do nich przywiązać. Szukał też energicznie własnego mieszkania — i dzisiaj opuścił wieczerze w pensjonacie, bo zapragnął innej rozrywki, może w teatrze.
Na ulicy 5 listopada błyszczały tu i ówdzie reklamowe konstellacje. Edwin mijał je badawczo, aż natrafił na budę zatytułowaną „A rebours“ i rzucił okiem na program. Jakiś związek młodych poetów... aktualności... bosa tancerka... To może być zabawne.
Wszedł i zastał, zamiast teatrzyku, jadłodajnię urządzoną niedbale, z estradą, na której tymczasem nic się nie działo. Przy stolikach, pojedynczo, lub po dwie i kilka, siedziały rozmaite osoby, mające jednak wspólny niby styl w przykroju ubrań i nastroju fizjognomji. Poeci?? — wahał się Szaropolski w domysłach. — Kobiet kilka niebrzydkich — jedna zupełnie ładna i usadowiona, jak u siebie w domu. — Dużo Żydów.
Gdy tak przeglądał salę, spotkał się oko w oko ze swym kuzynem, Szaropolskim Rober-