ulicy, że pan zabiera cudze meble. Nie wiem, czy pan major dobrze na tem wyjdzie?
Szaropolski mówił twardo i przekonywająco. Niemiec się zamyślił, spojrzał wreszcie nienawistnie na upartego właściciela fortepianu.
— Ustępuję dzisiaj. Ale wkrótce powrócimy do was, inaczej usposobieni.
— Oczekiwać was będziemy, inaczej uzbrojeni.
Rozeszli się. — Fortepian był ocalony.
Natychmiast Edwin udał się, pomimo spóźnionej pory, do rządcy domu i najął dla siebie mieszkanie zajmowane dotąd przez majora. Obejrzał następnie swoje meble — były podniszczone, lecz zdatne do użytku — i powrócił na jeden jeszcze nocleg do pensjonatu, przez ulicę bardzo rojną i coraz burzliwszą. Tu i ówdzie słyszał nawet strzały.
∗ ∗
∗ |
Następny dzień wstał niespokojnie radosny. Coś się nareszcie stało w Cudnie! Przez trzy lata odwykli już byli Cudnianie od tego nastroju. Przez trzy lata działy się rzeczy ogromne gdzieś po świecie, wiadome z legendy cenzurowanych gazet, ale w Cudnie, jeżeli się coś niby ruszyło, nie było tem, czem się nazywało, po niejakim zaś czasie okazywało się — niczem. Ru-