Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/53

Ta strona została przepisana.
—   47   —

szały się tylko prywatne interesiki, i te nie sporo, sprawy zaś ogólne były czemś w rodzaju formuł algebraicznych, pod których a, b i niezliczone X-y nikt nie mógł podstawie cyfr i wartości realnych, gdyż formuły były obce i oszukańcze.
Teraz ruszyło się coś potężnie. Nie od miejscowego ośrodka, dotkniętego paraliżem aktywistycznym, lecz od gromów burzy zewnętrznej, od wielkiej Akcji. Każdy to czuł w radości poranka i zabierał się do nowej, żywszej formy życia.
Szaropolski wstał wcześnie i gotował się do Przenosin na nowe mieszkanie. Przeczytał „Głos cudeński“ poranny, jeszcze nieśmiały, ale podrygujący już buntowniczo. Niemców gromią okrutnie i pędzą z Francji, Berlin się burzy takie były depesze zagraniczne. A wiadomości miejscowe były dziś istotnie bieżące, bo Niemcy pędem wynosili się z Cudna.
To wymagało bliższego rozpatrzenia. Edwin Przewiózł śpiesznie swe kufry i, odkładając na później rozlokowanie się we własnych meblach, Poszedł na zwiady. Udałby się odrazu do stryja Joachima, którego zdrowy sąd o rzeczach cenił, ale Joachim, domator, nie miał zapewne wyjątkowych powiadomień; najwyżej przeczytał „Głos cudeński“, jak i on. Możnaby wstąpić do której z redakcji, ale redakcje muszą być dzisiaj mocno zajęte, a Edwin nie miał w nich bliż-