— Cudeńska partja przewrotowa — Oho! usłyszy pan jeszcze o niej! Nadbiegło kilku, lufy zatknęli czapkami, kanonierów sprali i związali rzemieniami od portek, armaty zaś zatoczyli do naszego arsenału.
— Mamy już i arsenał?!
— Mamy. Mówię panu: cud!
— Że też tego tak mało widać było na ulicach — żałował Szaropolski — byłem i wczoraj i dzisiaj...
— Działo się głównie po kątach: po kwaterach, po zaułkach, na przedmieściach. Ale rezultat jest chwała Bogu Najwyższemu: odebraliśmy Cudno Niemcom!
— Wie ksiądz co? Chodźmy to wszystko opowiedzieć wspólnemu przyjacielowi, Joachimowi. Przecie raz się ucieszy.
— Któżby się nie cieszył?
— No, księdzu dobrodziejowi podobało się dosyć pod dotychczasowym rządem; pamięta ksiądz?... Kiedyśmy to razem pili węgrzyna?
— Mnie się to podoba, co i Panu Bogu, panie łaskawy. Chciał Pan Bóg, żebyśmy byli pod Niemcami — byliśmy. Uczynił cud, żeśmy się ich pozbyli — niech będzie pochwalone Imię Jego.
— Tak rozumować trudno w polityce.
— Wie pan, że ja nigdy zrozumieć nie mogłem, co znaczył ten nasz aktywizm?
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/57
Ta strona została przepisana.
— 51 —