— A chcę się rozmówić z właścicielem fabryki — odrzekł nieznajomy, zdejmując niechętnie czapkę, gdy właściciel odkrył już głowę.
— Jestem właścicielem. Słucham.
— A ja jestem delegatem mydlarzy, smarowników i przetwórowców — odrzekł intruz ponuro.
— Jestem z moimi robotnikami w najlepszem porozumieniu; ażeby gadać z nimi, nie potrzebuję pośredników.
— Ba! łatwo gadać z tymi, którzy nie znają jeszcze swych praw i nic rozumieją swych interesów. Przeciw takim porozumieniom mamy właśnie związki zawodowe i delegatów.
— Moich robotników wziąłem wszystkich, tydzień temu, z biura rozdawnictwa pracy, zależnego bezpośrednio od ministerjum.
— Gwiżdżę na biura i ministerja. My sami wiemy, czego nam potrzeba.
— Jak to: gwiżdże pan? Mamy przecie własny rząd i zależne od niego organy.
— Ja tam z panem o polityce gadać nie będę. A jeżeli pan nie wie, to powiem, że delegaci robotników są też przez rząd ustanowieni.
Tutaj w powiadomieniach Szaropolskiego znalazła się luka, więc rzekł, hamując wstręt i niecierpliwość.
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/78
Ta strona została przepisana.
— 72 —