— Cóż, panie majstrze? Jak odpowiedzieliście na propozycje tego tam... Kto to taki?
— Niby... nasz delegat.
— Należycie wszyscy do związku zawodowego? — rzucił Szaropolski zapytanie, rozglądając się po obecnych.
— A należymy. — Tak. — Do tych, co robią w tłuszczach. — A jakże — rozległy się odpowiedzi.
— Więc czegóż odemnie żądacie? Mówcie od siebie.
Zaległo uporczywe milczenie. Nawet wygadany Mędrzecki nic nie mówił. Jeden młody robotnik o twarzy łagodnej, jakby zapatrzonej w wodę, odezwał się nareszcie:
— Należałoby się, panie szefie, za te półtora roku czarnej nędzy, którąśmy przeżyli bez zarobków.
— Odemnie należałoby się? przecie moja fabryka idzie zaledwie od tygodnia.
— Od właściciela fabryki, jaki teraz jest — tłumaczył inny robotnik.
— Moi bracia — rzekł Szaropolski stanowczo — czy nie rozumiecie, że to żądanie jest niemożliwe do przyjęcia i wogóle niedorzeczne?
Odezwał się robotnik czarniawy, wesoły:
— Do rzeczy to ono by tam było. Niechby pan szef sięgnął do kasy i nam wypłacił za prze-
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/82
Ta strona została przepisana.
— 76 —