— To ja panu powiem. Tu niema żaden podstęp, żadne szachrajstwo — tu jest czysty interes. Pan jest z Cudna i pan jest człowiek europejski — ja bardzo chcę być z panem w jednej firmie.
Pomimo wstrętu do osoby, Szaropolski spojrzał po raz pierwszy z zaciekawieniem na Rosendufta.
— Nie rozumiem. Proszę mi wytłumaczyć.
— Ja wytłumaczę. My tu, Polacy wyznania mojżeszowego, całkiem stracili reputację. Za co? — że my trzymali podczas wojny z Niemcami? To i cudeński rząd trzymał przez trzy lata z Niemcami. Co można było wiedzieć? Pan Bóg strzela, a człowiek kule nosi. My nosili kule, tak jak i oni. A czemu tamtym dają spokój, a nas żydków prześladują, bojkotują?...
— To inna materja — przerwał Szaropolski.
— To jest to samo mydło, co my jego będziemy fabrykować pod firmą „Szaropolski i Rosenduft“!
— Nie tak zaraz — skrzywił się Edwin, lecz nie przerwał, bo chciał dorozumieć się, o co chodzi projektodawcy.
— Może być zaraz! Ja panu mogę dzisiaj wpłacić gotówką połowę wartości i kosztów... nawet z przyzwoitym zarobkiem... nawet może dalej zarządzać fabryką pan Winderwander...
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/88
Ta strona została przepisana.
— 82 —