Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/91

Ta strona została przepisana.
—   85   —

mundury, lub ubiory mniej wybrednej klasy; trzeba je było zaproponować raczej jakiemuś urzędowi, niż krawcom. Prowadziło to znowu do zabiegów w ministerjach, do których Edwin, po paru doświadczeniach, nabrał pewnych przesądów. Przemyślał jakby najdalej ominąć urzędy, aby snadź nic opóźnić zamierzonych obrotów. Bo gdyby brazylijska fasola miała trafić na rynek dopiero w lecie i współzawodniczyć ze świeżą cudeńską, a grube sukno zjawiło się też podczas upałów, mogliby djabli wziąć interes.
Rozpisał listy, zamówił próby i zwiedzał grunt miejscowy. Na tym gruncie znał dopiero nieco dróżek, które udeptał; wstępował teraz na mniej znane, handlowe. Przyszło mu do głowy wy zyskać doświadczenie kuzyna swego, Józefa Szaropolskiego, który miał sklep siodlarski.
Edwin był raz, czy dwa w mieszkaniu Józefa, ale nigdy dotąd w jego sklepie, zdawał też sobie sprawę, że Józef jest odroślą Szaropolskich najmniej wybujałą, zagrzęzlą prawie w proletariat. Edwin zaś nie miał dla proletarjatu tego kultu, który od pewnego czasu zapanował w Cudnie; był przyjacielem ludu, ale nie ciemnoty i nędzy; przyznawał proletarjatowi wszelkie prawa obywatelskie i ułatwienia do przejścia na wyższe szczeble drabiny społecznej. Sądził nawet, że istniejący typ proletarjatu powinien dążyć do zaniku, przerodzić się w klasę obywateli pracu-