jących. Ale z tem zdaniem nie odzywał się w Cudnie, gdzie proletariat uchodził za klasę najcenniejszą, jeżeli nie panującą, to używaną do panowania. Raziły też Edwina maniery cudeńskiego proletarjatu, nazbyt już despotyczne na opak, buntowniczo pogardliwe dla całej reszty społeczeństwa. Józef Szaropolski, nie wypierając się rodowitego szlachectwa, nabrał tych manier proletarjackich, które nie ujmowały bynajmniej Edwina.
Pierwszy raz znalazł się Edwin w sklepie siodlarza i zauważył, że jest tu dość brudno i pusto. Gdy się rozglądał, Józef odezwał się szyderczo:
— Śmierdzi Edwinkowi interes siodlarski? mydełko pachnie mu lepiej? — cóż, kiedy stanęło.
— Nie przychodzę spierać się z tobą; chcę cię owszem prosić o radę. Zaczynam trudnić się handlem...
— Ho, ho! z tygodnia na tydzień zmiana dekoracji. Pod koniec zimy założysz może knajpkę z damskim koncertem?
— Słuchaj, Józefie: ja nie mam czasu na takie gadanie. Chcesz mi dać informacje, których potrzebuję, czy nie chcesz?
— Widzicie go, jaki hrabia! obraża się. No, słucham.
Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/92
Ta strona została przepisana.
— 86 —