Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/155

Ta strona została przepisana.
— 147 —

nić? Jeno jak się w gromadę zbili, jak wszyscy dla wszystkich radzą i składają się — mocni są; dwa razy tyle ziarna zbierają z morgi, co my, a krowa im więcej, niż pięćset złotych, na rok daje.
— To nasz zakrystjan ma taką krowę, co mu z udoju w przeszłym roku sto rubli dała — odezwał się ciężki Selwestrowicz.
— Nie trudno jedną taką mieć — odrzekł Rykoń — a jeszcze kościelną, co jej nikt nawet swego zielonego grochu nie zabroni, a z całej parafji jada — ale żeby sztuka w sztukę z wielkiej obory tyle dawała.
— Szczęśliwsze panowie od nas są, bo mądrzejsze — rzekł z przekąsem dziobaty Workowski.
— To właśnie, somsiedzie — potwierdził Rykoń — zmądrzeć nam trzeba. I który mocniejszy rozum ma, kto więcej czytał, abo lepiej praktykował, niech innym użyczy — żeby go tylko słuchali. A najlepiej postawić nad każdą robotą przełożeństwo, żeby ci, co umieją robić, dla całej gromady robili. Spółki mleczarskiej nam trzeba — i takich, coby nasiona kupowali — i takich od kupowania narzędzi — i takich, coby z urzędu naszych spraw pilnowali.
— A to wszystko przy naszem kółku urządzić! — odezwał się Żułek, chłop młody i niecierpliwy.
— Aale! — odrzegł Workowski — w kółku od pół roku o kupieniu buhajka radzimy, a buhajka jak nie było, tak niema.
— Kółko za słabe; szerszego nam koła trze-