Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/174

Ta strona została przepisana.
— 166 —

w tym dniu świadomości swych przeznaczeń; poczuła w sobie dzielność i postanowienie, a także rozwagę, ona która dotychczas poddawała się kolebaniu swego pogodnego życia.
Po rozmowie z ciotką zastanowiła się odraza nad tem, co ma czynić. — Nie trzeba się poróżnić z ciotką, która zresztą jest dla niej bardzo dobra — należy zaś dowiedzieć się dokładnie o losie Stefana, zobaczyć go, a potem?... Nie domawiała dalszych pragnień, choć stały się one naraz głównym bodźcem jej działań, treścią jej życia. Na dzisiaj program jest ten: wejść między ludzi, nic nie dać poznać po sobie i zasięgnąć informacji. Więc z twarzą wesołą, choć przybladłą, ukazała się na przyjęciu w salonie ciotki.
Siedzącym tam już paru paniom Oleś Leśniowolski opowiadał plotki klubowe, dotyczące znajomych osób: ten się z tym pogniewał; ów dużo wygrał w karty; jakaś pani otrzymała anonim, który ją odstraszył od urządzenia skatingu na cel dobroczynny i wogóle od spraw krajowych... Te anegdoty wydały się Manieczce wstrętnemi, ale pomyślała:
— Muszę być dzisiaj uprzejma dla Leśniowolskiego, bo należy do klubu, więc zna z pewnością różne urzędowe figury. Może mi być potrzebny.
Słuchała więc, powstrzymując swe niezależne usposobienie do prawdomówności, a gdy jeszcze przyszło parę osób i konwersacja jeszcze się rozdrobniła, fruwając, jak rój much bezmyślny z przedmiotu na przedmiot, Manieczka wdała się w rozmowę z Leśniowolskim, który oddawna już starał się jej podobać.