Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/211

Ta strona została przepisana.




XV.

Broniecki powrócił do Warszawy, pełen otuchy. Nic wprawdzie nadzwyczajnego, ani bardzo nowego nie dowiedział się o Stefanie Czemskim, jednak usposobił się do niego dużo lepiej przez poznanie ojca, Stefan był nawet fizycznie podobny do doktora, że zaś nie dorósł jeszcze do rozumu i wytrawności ojca — to naturalne. Dojrzeje z wiekiem. Przytem stwierdził pan Józef, że Czemscy należą do szlachty najlepszego gatunku, tej która przez ciężkie ostatnie stulecie poczuwała się bardziej do obowiązków względem społeczeństwa, niż do prerogatyw i do ciągnienia z nich zysków osobistych. Jeżeli ma się poczynać nowa Polska, począć się musi od tych, którzy się jej krwią, poświęceniem i pracą zasłużyli, więc naprzykład od Czemskich, czy oni tam są ze szlachty, czy z łyków. — Dobrze jednak, że są szlachtą — dodawał w myśli pan Józef.
Broniecki, z usposobienia jeszcze młody, miał 1 cechę młodości umysłu, że wciąż wdychał z życia naukę, zapalał się do postępu, nie przywiązując się zbyt uparcie do półwiecznego blisko doświadczenia. Zbyt radykalnej demokratyzacji opiekła się jego rogata szlachecka natura, rozpieszczo-