Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/108

Ta strona została przepisana.

— To jest wielki wróg Błękitnej Królowej!
Szedłem za myślą jego, pociągnięty jakiemś uczuciowem przekonaniem, nie słowami, które trochę mechanicznie powtarzam tu z pamięci.
— Ona idzie ku nam, a przed nią rycerze jej, co świecićby tylko powinni, pochodniami sieką mrok oporny, najeżony jadem i obłudą. I siec będą, aż się mrok rozpadnie, aż to, co pruska czarna potęga nazywa kulturą i postępem, stanie się wstydem i ohydą społeczeństwa. Gdy zapanuje Błękitna Królowa, wspominać będą potomne wieki okres hegemonji Prus jak najazd barbarzyńców na Rzym, jak wyniszczenie olimpijskiej rasy doryckiej przez handlującego kradzionym towarem Lewantyna. Ale czciciele Błękitnej Królowej nie wyginęli i zginąć nie mogą. Są wszędzie naokoło tego państwa Beljala, które ludziom małej wiary wydaje się niezwyciężonem.
— To jest, że przewidywać należy koalicję europejską przeciw Prusom?
Pan Piast potoczył oczyma po sali i nagle skrzywił się, jakby coś gorzkiego przełknął, wpatrywał się w zakopcone malowidło sufitu:
— Psy już zwietrzyły — syknął cicho przez zęby i zaczął pogwizdywać, jak pijany.
Gdyśmy zamilkli, zbliżył się do naszego stołu jakiś jegomość nadmiernie skromny i uniżony, z kuflem w ręce.
— Słyszę, że rodacy. Czy pozwolą mi panowie przystawić kufelek do stołu? Jestem Sieniawski.
— Sieniawski?! — zadziwiłem się.
— E, nie z żadnych tam hrabiów! — jestem giserem w fabryce bronzów. Może księciu panu przeszkadzam? — zwrócił się pokornie do Piasta.

96