Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/129

Ta strona została przepisana.

sadzie potrzebę silniejszego nacisku na rząd, dostaje spazmatycznej drżączki np. przed widmem strajku powszechnego, bo musi sobie wyobrażać, że w takiem zamieszaniu nie obejdzie się bez generalnej rzezi osób coś posiadających, nad czemś przełożonych, a więc przedewszystkiem — naczelników! To już człowiek skazany na ugodowca przez swe usposobionie fizyczne. Jednak nie do porównania z autentykami ugodowców, których dzisiaj miałem ciężki zaszczyt oglądania na sesji zarządu.
Uczestniczyłem w tej sesji, bo miałem referat. Ogromny komplet, którego w całości nie wyliczam. Ale pominąć nie mogę wykładu hrabiego Szafrańca po właściwej sesji, która prędko się skończyła i przeszła w rozmowę o sytuacji ogólnej, a zwłaszcza o wiszącym w powietrzu strajku powszechnym.
— To jest ruina ekonomiczna — zawyrokował nasz prezes ponuro.
— Jeżeli potrwa parę tygodni, ruina niechybna — potwierdził hrabia Szafraniec grobowo.
— Strata dla każdego z nas proporcjonalnie do majątku każdego — dodał inny hrabia — i strata miljonowa dla kraju. Une perte sèche. Dla kogóż to się robi? Ja nie odezwałem się ani razu dla paru przyczyn: nie chciałem wyjść z mego charakteru subalterna, chociaż rozmowa była już po sesji; ale tu wypowiedzieć coś z pod serca, w obecności generała Kryłowa i kontrolera państwowego? — — chowam swoje wynurzenia do stosowniejszej okazji. Głównie zaś — nie chciałem mącić tego wspaniałego koncertu dusz podniosłych i jednomyślnych.
Znalazł się jednak członek zarządu, także hrabia, nie Bayard, rycerz nieustraszony i bez skazy, który wytłumaczył cel i znaczenie strajku:

117