Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/131

Ta strona została przepisana.

administracji, „bo nie mamy ludzi“. W tej sali miła jaskrawą słuszność.
Ale ów hrabia — Bayard walczył za szerszą autonomję. Posądzam go, że się zapisał temi dniami do narodowej demokracji, bo poznałem parę, acz skorygowanych frazesów. Ten hrabia letkiewicz, gracz, ma przynajmniej jakąś bardziej swojską minę. Nic dba o pieniądze. Może zresztą fortunę postanowił przegrać — za Polskę??
Gawęda, przez nikogo nie kierowana, kręciła się, powracała na miejsce, skąd wyszła, aż zakończyła się istnym fajerwerkiem. Mówiono znowu o polskim lub niepolskim personelu urzędniczym. Natchniony Szafraniec spojrzał na kwestję z wyżyn chrześcijańskiego miłosierdzia:
— Jakże można wymagać, ażeby wszyscy urzędnicy — Rosjanie pracujący w kraju tutejszym naraz wynieśli się? Przecie to ludzie niezamożni, mający rodziny, dzieci... a tutaj mają niektóre wygody, dodatki do pensji...
Przyznać trzeba, że jednak zdumienie ogarnęło wszystkich obecnych. Odezwał się generał Kryłow z uśmiechem, po rosyjsku:
Nu, kanieczno, biedniażki.
Wstał i przerwał posiedzenie.
Komentarze tu niepotrzebne, oburzenie nawet zbyteczne. Wstępuje we mnie duch profesora Rajkowskiego. Słyszę, jak mówi:
— Czy chcielibyście, żeby ci panowie byli inni? Tak jest właśnie doskonale: ci panowie to żywe argumenty naszej teorji.



119