Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/132

Ta strona została przepisana.




2 października.

Tyle nawymyślałem wczoraj mym kolegom i zwierzchnikom, że dla samej sprawiedliwości zapisać muszę pochlebniejsze zdanie o innych osobach, wchodzących w skład naszego kolejowego państewka. Mamy najprzód tęgich, solidarnych z przyjaznymi zwierzchnikami robotników. A wiedzą oni dobrze, kto ich przyjacielem i obrońcą, kto zaś tylko obojętnym, albo i zasadniczo wrogiem. Taki Tatur albo Kielesiński to cyklopy do pracy i rotmistrze u swoich i wogóle ludzie rozumiejący doniosłość, cenę i przyszłość pracy. Są wprawdzie między robotnikami i hultaje, którzy nauczyli się już wyzyskiwać hasła, a oszczędzać sobie wysiłku. Ale nie o towarzyszach warsztatowych dzisiaj myślę, tylko o kolegach urzędnikach. Wielu z nich należy do honorowego legjonu przyszłości. Gdybym zaś miał wybrać najszanowniejsze z nich indywiduum, nazwałbym kobietę — pannę Zofję Czadowską, która pełni obowiązki buchalterki w jednym z naszych wydziałów. Od paru lat jesteśmy w przyjaźni, właściwie od chwili, gdy ona, po jakichś tragicznych losach swej zamożnej niegdyś rodziny, objęła u nas posadę. Westalka z patrycjuszowskiego rodu, chodzi zawsze w czerni, od której włosy jej popielate i marmurowo biała twarz odbijają malowniczo; budzi ogólną ciekawość. Jest stanowczo za ładna, aby z nią naprzykład

120