No! wypadek i szereg wrażeń, które ożywiają mój ponury pamiętnik w sposób niespodziewany.
O godzinie 3-ej popołudniu wręczył mi piccolo hotelowy taki bilecik:
„Przyjechałam. Oczekuję pana natychmiast w hotelu Bristol. Hela P.“
Ognisko jakieś mieszka w tej kobiecie, gdyż zaledwie poczułem jej bliskość, uderzyły na mnie takie żary, jakich — przyznam ze wstydem — nie doznałem już dawno, nawet przy najbombastyczniejszych rewolucyjnych nowinach.
— Będę za pół godziny — odpowiedziałem ustnie chłopcu, upewniwszy się najprzód, że jakaś „pani hrabina“ dopieroco wysiadła z berlińskiego kurjera.
Tylem sobie czasu pozostawił na ochłonięcie, przebranie się i wynalezienie gotowej na wszelki wypadek pozy. Bo wobec tej kobiety odsłaniać się nie można — trzeba z nią politykować.
Wszedłem do narożnego apartamentu, pono najwspanialszego w hotelu. Już graty rozłożone, perfumy specjalne, herbata na stole w pustym salonie. Przeglądam się w lustrze i stwierdzam, że mam głupią minę, nerwowo uśmiechniętą; więc staram się doprowadzić twarz do obojętnej swobody. Zanim mi się to udało...