— Całość fałszywa. Nie jestem ładna, mogę być czasem...
— Piękna.
— Porywająca — — i to w każdem znaczeniu wyrazu. — — Pan nie zna kobiet, ani ich sposobów działania. Uśmiech kobiety może być więcej wart, niż wasz artykuł, lub memorjał.
— Więc te uśmiechy, któro dzisiaj podziwiam, to memorjały?
— Nie, to proste uśmiechy, do pana. Pan mi się Podoba, bo jest Polakiem — ja się czuję często Polką — bo pan wrażliwy, rozumie moją stronę zewnętrzną 1niektóre objawy mojej psychy — estetyczne. Zresztą za mało się znamy, musimy poznać się lepiej. Przyjdzie pan do mnie wieczorem, i jutro i pojutrze, dopóki tu będę.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Przyszedłem wieczorem. Ubrana była w inny znowu szlafrok, barwy pompejańskiej, niby w zwietrzałą purpurę. Ramiona miała nagie, różowo-złote, włosy utrefione jakoś po starożytnemu. Sybilla — nie zwyczajna pani w podróży. Ale z tych wszystkich póz i przebrań wyłuszcza się zawsze kobieta śliczna, chuda w wiązaniach, jednak pełna we wszystkich linjach ponęt, odurzająca subtelnym zapachem, niby bezpośrednim.
Zastałem u niej wicekonsula niemieckiego, bardzo grzecznego młodzieńca, z którym razem wyszedłem. Rozmowa toczyła się o stosunkach towarzyskich w Berlinie, a jeżeli o polityce, to w granicach wiadomości dziennikarskich. Pani Hela traktowała nas obu z równą uprzejmością, mnie jako świadka swego dzieciństwa i nawet dalekiego krewnego. Oczywiście, że nie przeczyłem. Rozkoszna baronowa dała mi próbkę swej