Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/146

Ta strona została przepisana.

Naraża się. — — Bo nosiła w sercu nasze pierwsze wspomnienia, stłumione przez rozum, jednak nieuniknione — jak i ja je nosiłem. Wyznała mi to jednym wspaniałym wybuchem, który kłamać nie może. Życie byłoby kłamstwem, gdyby ona kłamała w tej chwili.
— Gdzieś ty był, dlaczegoś nie czuł, że ciebie wołałam zaraz w pierwszym roku, w drugim, ciągle? — — I nie przyjechał nawet po moich listach! Jedyny jesteś na świecie, który mnie znał i mnie odmówił!
Nie zapisuję moich niezdarnych odpowiedzi.
— Byłeś bezwiedną przyczyną moich szamotań, błąkań, szaleństw... Gdyby nie ty, byłabym dzisiaj spokojną matką rodziny, a może ostatnią z ostatnich, — bom jednak zawsze ciebie oczekiwała, nawet w obcych tobie zapędach...
— Chcesz wiedzieć, czy miałam kochanków? Pytaj — jam cała twoja, z całą przeszłością. Miałam kochanków, a jednak jesteś moim pierwszym...
— Opowiadaj mi i ty, jakie miałeś kobiety, jak cię która kochała. Ja czuję się zdolną zastąpić ci je wszystkie, zagładzić je w twojej pamięci, dać ci rozkosz jedyną, jaką i ty mnie dajesz...
— Chodź do lustra — patrz, jak nasze skóry harmonizują się z sobą, jaka ja mała przy tobie, a ty jaki mi posłuszny — Klęknij...
— Czy ty czujesz, że jest ranek wiosenny? — nie — letni? Takie zapachy są koło nas, jak kwitnącego żyta. A w mózgu ćwierkają ptaki. I zamknij tylko oczy, a zobaczysz przed sobą daleką, niebieską, wesołą przestrzeń. — — Czy zobaczyłeś? — — Ja już znowu pragnę pójść tam z tobą razem — pójdź! — —
— Teraz ode mnie wychodzić nie możesz, musisz zostać do późnego rana, kiedy ludzie zaczną się kręcić

134