Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/16

Ta strona została przepisana.

ująć rozwagą i wyrazem. Pisać będę dla siebie — to prawda; ale i w przewidywaniu, że ktoś kiedyś czytać mnie będzie — to także prawda. Człowiek, który bierze za pióro, widzi zawsze przed sobą chociażby cień czytelnika — to już prawda absolutna.
Tego więc możliwego czytelnika nie będę rozrzewniał wspomnieniami z lat dziecinnych, szczegółami o wychowaniu i stosunkach rodzinnych. Rodziny prawie nie mam, od małżeństwa bronię się jeszcze skutecznie, pomniczka rodzinnego nie buduję.
Jeżeli sięgnę czasem do szczegółów mojego przeszłego życia, to dlatego, żeby objaśnić pewne strony mojej bieżącej ewolucji, której pragnę się przypatrywać.
Pochodzę ze szlachty, jak wszyscy u nas. Czasy są demokratyczne, ale proces demokratyzacji przeprowadza szlachta. Jest to ruch bardziej wyrozumowany, niż żywiołowy. Tytanów z ludu, wogóle tytanów brak zupełny. Przeciętni obywatele kraju, zarówno sumienni, jak spekulanci, idealizują i popierają nowy rzekomo ustrój społeczny, erę ludową, przeważna zaś część tych pionierów jest ze szlachty — i pionierowie nie myślą wcale ustępować z widowni. Po dawnemu — uszlachcają lud i mieszczaństwo, a choć się to dzisiaj inaczej nazywa, rzecz pozostaje bardzo podobną: tworzy się nowa warstwa równouprawnionych i uświadomionych obywateli, która dawniej nazywała się szlachtą. Członek tego nowego wyboru obywateli zowie się postępowcem, demokratą, ludowcem — denominacja nie jest ustalona — ale ci wszyscy razem mają wszelkie cnoty i narowy dawnej szlachty: cnotę czujności na sprawę publiczną i patrjotyzmu; narowy różne, a przedewszystkiem ten: każdy pomysłowy „demokrata“ chce być wojewodą w nowej Rzeczypospolitej.

4