Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/182

Ta strona została przepisana.

sprzymierzeńca mojego i naszego; chcemy w teorji takiej samej naprawy świata; że zaś ona trochę odmiennie patrzy na świat i ludzi — to nic dziwnego: jest ostatecznie innej rasy.
Pojęcie rasy, wykreślone z programów socjalistycznych, jak trudne jest do wykreślenia ze stosunków osobistych, codziennych! Rasa kojarzy lub odstręcza ludzi, pomimo wszelkie rozumowania.
Mnie naprzykład coraz trudniej porozumieć się ideowo z Żydami, nawet należącymi do mojego stronnictwa. Co ten Rubin Held wygadywał na wiecu w Filharmonji, na którym pomieszanie języków współzawodniczyło z pomieszaniem pojęć! Zainterpelowałem go zaraz po owym wiecu.
— Wiem — odpowiedział mi — pan potrzebujesz ładnej rewolucji z orzełkami i z białemi sztandarkami!
— Ależ rewolucji! nie darcia się z narodowcami.
— Póki nie wytępimy nacjonalizmu we wszystkich jego przejawach, nie będzie panowania ludu. Pan myślisz, że narodowcy nieszkodliwi są dlatego, że oni są głupi? Każdy z nich jest głupi, ale oni razem za mądrzy są.
— No, to pan przyznaje, że instynkt zrzeszenia i samozachowawczy starczy im za mądrość polityczną.
— Taki instynkt, to każdy mieć może. Ale to jest instynkt anti-społeczny.
— Przepraszam pana — i o naszych działaniach partyjnych mogą oni to samo powiedzieć.
— Oni mogą mówić, ale my jesteśmy ludźmi przyszłości. My jesteśmy bez przesądów i my jesteśmy ci sami tutaj i w Rosji i w Niemczech i na całym oświeconym świecie. U nas niema nacjonalizmu.

170