i zbyt luźno związanej z życiem rchgji: polskiego patrjotyzmu. Uczucie to wyrobione, posunięte często do niezrozumiałej dla cudzoziemca żarliwości i potęgi, ma wszelkie cechy religji.
Nie dlatego tylko, żeśmy w poezji i filozofji poetycznej nominatim ubóstwiali Polskę i że dotychczas tchnie z wielu naszych pieśni i rozpraw mesjanizm, ale i dlatego, że nasz patrjotyzm nie jest tem samolubstwem zbiorowem, które cechuje narody tłuste i szczęśliwe, lecz umiłowaniem idcalnem, trochę kobiecem w rozumowaniu, choć tyle razy męskiem w skutkach. My rzadko zmierzamy wysiłkiem rąk i myśli do ogólnego dobra: krzepimy się raczej wiarą w naszą nieśmiertelność narodową i czekamy cudu. Z przyrodzenia uczuciowi i religijni, wszczepiliśmy w siebie głęboko niektóre cechy katolicyzmu: cudowność i proroctwa o zwycięstwie sprawiedliwości; mniej w nas wrosła etyka chrześcijańska; a już dogmatyczność i dyscyplina kościelna wcale nas nie pociągają.
Jednak mój uczuciowy stosunek do ojczyzny przekształcił się znacznie, — a może tylko ojczyzna tak mi się w oczach przemienia? Wcale inne miałem pojęcie o moich ziomkach z nauk macierzyńskich i z nauk naszej optymistycznej historjografji: rycerzami byli za wiarę i wolność. Gdzież oni są, gdy się ich dzisiaj szuka i pragnie oprzeć się na nich? Niema ich pomiędzy szlachtą bogatą, zwyrodniałą w egoistycznych kapitalistów, ani pośród masy szlachecko-mieszczańskiej, której celem życia jest „lepsza posada“, ani nawet pośród ludu, który wciąż się budzi, ale naprawdę jeszcze śpi. Są tu i ówdzie obywatele... z aspiracjami; jeszcze trudniej zdybać pracowników społecznych; a już pracy zbiorowej, zorganizowanej niema prawie śladu.
Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/19
Ta strona została przepisana.
7