Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/190

Ta strona została przepisana.

Stwierdzić muszę, że zawsze jego zjawa łączy się z najlepszemi osobami, jakie znałem, ze wzruszeniami wręcz odmiennemi od powszedniego wątku mego życia: przy śmierci ojca, w opowiadaniach matki mojej — — na jakichś zakrętach mego istnienia, gdzie jakby blask objawienia i wicher skruchy wdzierał się między ciężkie mgły mnie otaczające.
W tych dniach niepospolitych gdyby ten zapomniany starzec stanął na czele narodu, ciekawym jednak, coby sprawił. — — Zbawienie? — a choćby tylko jasność!...
Elektryzuje mnie ten „stryj“ historyczny, ale i dręczy. Gdy mi się ukaże, dostaję gorączki.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Czy to grzech, że powróciłem do Heli? — Jest pewien sadyzm w posiadaniu kobiety, w której przeczuwa się wrogą duszę. Rozumiem rozkosz zabicia jej w uścisku.



178