Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/240

Ta strona została przepisana.

pewne i to, że słucham go ze skruchą, że odstępuję uczuciowo od moich związków z lat ostatnich.
Skręciłem do innego przedmiotu:
— Czy to mieszkanie stryja? pracownia?
I on zdawał się czekać na lżejszą rozmowę. Rozpogodził się, powrócił do przyrodzonej fantazji:
— Tak; redaguję tu swoje pisma.
— Może ową Teogonję, którą stryj mi niegdyś obiecał?
— Na później — dla uciechy waszej, romansowi rewolucjoniści! Milczą dzisiaj Muzy — trzeba słowem rozdawać chleb powszedni i lekarstwa.
— Ale czy wolno wiedzieć, co i gdzie stryj drukuje?
— Pisma moje są bezimienne, jak i ja tutaj. Nie podpisuję ich nawet przybranem mojem nazwiskiem. Czytałeś jednak dużo przeze mnie natchnionych myśli i czytać możesz dzisiaj, gdy zechcesz. Zasięgają mojej rady przyjaciele, a gdy nawet nie jestem z nimi, wiedzą, co im pochwalę. I ty wiesz. — Mam wielu przyjaciół pisarzy, przez których odzywam się do ogółu; do tej izdebki przychodzą od bardzo dawna moi współwyznawcy, czciciele Błękitnej Królowej, aby wysłuchać Jej orędzi.
— Ależ nie wiedziałem, stryju! I nikt ze znajomych nie wie o tem!
— Właśnie takich masz przeważnie znajomych, którzy nie wiedzą i którzy nigdy tu nie wejdą. Panna Zofja wiedziała przecie.
— Czy mogę nadal odwiedzać stryja?
— Gdy będziesz miał sumienie czyste, lub przynajmniej, jak dzisiaj, skłonne do poprawy życia.
— Jeszcze jedno pytanie: kiedy tu stryj przyjechał? jak się uwolnił z więzienia, od prześladowań z różnych stron?

228