Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/268

Ta strona została przepisana.

przyznaniem sprawiedliwości tej dobroczynnej rasie, której praca i genjusz są od wieków pochodniami ludzkości, chociaż ludzkość płaci jej od wieków czarną niewdzięcznością.
Wierny przyjętej taktyce, nie spierałem się. Te zresztą teorje ogólne, z których składałem sobie nową, odsłoniętą postać Latzkiego, nie były jemu celem rozmowy. Przyjechał tu nie na akademickie ze mną rozprawy; przyjechał, aby tropić, dowiedzieć się i zemścić. Żądał ode mnie wyraźnie pomocy w tej akcji.
— Liczę na to, że mi pan nazwie wszystkie znane mu osoby, które w ostatnich tygodniach tajemnie i pod cudzemi nazwiskami wyjechały stąd do Berlina.
— Tego z wielu względów uczynić nie mogę, a najprzód dlatego, że od czasu mojej podróży nie zajmowałem się prawie wcale polityką czynną, nawet w tych dniach wystąpiłem z partji.
Latzki spojrzał na mnie, jak sędzia śledczy, któremu wymyka się z rąk świadek.
— Aha — nie może pan? — — Jednak dla sprawy takiej, jak wykrycie zabójcy pani baronowej Paugwitz, dobrodziejki waszej, mógłby pan coś uczynić? — — Podejrzenie nie pada chyba na towarzyszów pana partyjnych? — co? — — więc oinnych chodzi. — — I tych mi pan nazwać nie może? — —
— Ekscelencjo! gdybym znał zabójcę, możebym przezwyciężył swój generalny wstręt do delatorstwa. Ale ponieważ go nie znam...
— Tak, tak, rozumiem — rzekł Latzki z obrzydliwą goryczą — szlachetność wrodzona pańskiej rasie — rozumiem. Odsyła mnie pan do policji — nie omieszkam jej użyć. Policja oczywiście działać będzie po swojemu: zaaresztuje całe szeregi osób podejrzanych, przede-

256