Przyjechał Wiśniakowski z ważnemi nowinami z Warszawy. Sprawa Piasta toczy się przed sądem wojennym.
Odłączono ją zupełnie od zabójstwa berlińskiego, w którem Piast nie mógł oczywiście mieć udziału. Delator Latzki oskarża jednak Piasta o cały szereg rzekomych zbrodni Stanu, powołując się na świadectwa i dokumenty, dostarczone z Berlina.
Ale i z Warszawy pociągnięto do świadczenia wiele osób, między innemi i niewinnego pod każdym względem Wiśniakowskiego z naszego biura, który tym sposobem był obecny przy kilku scenach i konfrontacjach znamiennych. Opowiada chaotycznie i z niewczesnym zapałem do swojej roli, jednak nachwytał dużo wiadomości. Teraz dano mu już spokój, pogardziwszy zapewne drobnym świadkiem. Ale on skorzystał ze swej „kompromitacji politycznej“, aby przyjechać tutaj i udawać wygnańca. Niezły człowiek, tylko śmieszny.
Powoływano i naczelnika Słomińskiego. I ja otrzymałem pozew do sądu. Szukają mnie.
— Uważacie, kolego — opowiadał po swojemu Wiśniakowski — musiałem sobie stworzyć... panie tego... plan — o! Niby Piasta nie znam, tylko mam o nim najlepszą opinję — o! I Piast jest już człowiekiem przeżytym, należącym do przeszłości.