Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/30

Ta strona została przepisana.

damie, zniszczył parę swych portretów i skazany został za to na dodatkowe grzywny?
— Nie wiedziałem.
To znowu w jednej z sal, gdzie nisza miała poboczne kolumny jonickie, panna Hela rzekła, zatrzymując się przed kolumną z powagą profesorską:
— Czy pan wie, jak się nazywa ten pasek, niby tasiemka pod samym kapitelem?
— Zapomniałem, proszę pani.
— Astragala.
— Bardzo dziękuję za przypomnienie — rzekłem, zniecierpliwiony. — A pani czy wie, jak się nazywała u Fenicjan kłódka do zamykania ksiąg mądrości?
— Pewnie... Hela? — odpaliła, spoglądając mi w oczy sprytnie i rozbrajająco.
Tu mnie pobiła.
Rozstaliśmy się w wybornej komitywie po parugodzinnym pobycie w eterach sztuki czystej i stosowanej do intelektualnego flirtu.
Wesoły incydent, nie pozbawiony oryginalności. Możnaby tak zacząć powieść i dalsze rozdziały pisać tak zwaną krwią serdeczną... Ale nie będzie dalszych rozdziałów. Wcale inne mam zamiary w życiu, niż studjowanie tej zajmującej Niemki polskiego pochodzenia (?), która mi do życia tak potrzebna, jak np. świegotliwy ptak w pracowni.
Wiem teraz, co jest w tej pannie podobnego do Dawida: kolorystyczność. Te włosy rude rzucają na płeć jej złoty refleks; jest różowa, oświetlona śniadością. Oczy może za czarne? nie umiałyby głaskać spojrzeniem... Jednak, kto wie? Postać ma nowożytną, stworzoną do tualety. Niegdyś linja ciała była panującą w postaci kobiecej dzisiaj — linja krawca. Pannę

18