Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/32

Ta strona została przepisana.




Haga, 12 czerwca.

Ludzie zbliska wyglądają zwykle inaczej, niż z oddalenia, a znajomość w obcem mieście postępuje dużo szybciej, niż z rodakami w rodzinnem.
Excellenz Lorenz (tak czasem ojca nazywa panna Hela) jest w codziennem pożyciu zupełnie dobrodusznym panem, lubi anegdoty, śmieje się z najstarszych i pozbywa się wtedy wszelkiej sztywności i goryczy. Zdawałoby się, że ten burżuj tylko pod klauzą jakiegoś niezłomnego kontraktu pracuje po 12 godzin dziennie, w Konferencji, której jest członkiem, w różnych instytucjach niemieckich, z któremi nie traci styczności, siedząc w Hadze, utrzymuje owszem codziennie stosunki przez listy i depesze.
Bliższa moja znajomość z tą rodziną jakoś się zawiązała, dzięki pannie Heli, która twierdzi, że ją kobiece towarzystwo nudzi do mdłości, skąd wynika... że ze mną się bawi. Latzcy znają tu, oczywiście, liczne grono dyplomatów z żonami i innemi aneksami. Jest też sporo młodych attachés, sekretarzy itp. bajecznie ubranych, często utytułowanych. Tem bardziej mi pochlebia wesoła i otwarta predylekcja panny Heli. Ale znowu duma mnie nie ponosi; traktuję te stosunki jako epizod wakacyjny.
Pan Wawrzyniec Latzki, który po śmierci żony wszystkie zasoby familijnej czułości przelał na swą je-

20