bistych stosunków na 48 godzin — przerwę niebywałą, widywaliśmy się bowiem dotąd dosłownie codzień.
Jedną z niedogodności tych amorów z Latzkimi jest, że Ekscelencja zawsze płaci za wszystkie wspólnie używane przyjemności: w restauracji, w teatrze itd. Ledwie czasem uda mi się od tego wykręcić. Gdy zaś byłem w Haarlemie z panną Helą i musieliśmy coś zjeść popołudniu, nic pozwoliła mi zapłacić za siebie; zwróciła mi przemocą te kilka guldenów na jej wydatki przypadające, i to z najdokładniejszem obliczeniem kolei, restauracji, biletów wejścia, aż do połowy napiwków. — Nie lubię tego, zwłaszcza w stosunkach z ludźmi przeważnie ode mnie bogatszymi. Łatwiej już przyjąć „fundę“ od kolegi.
Więc żeby uratować swą godność osobistą, urządziłem wczoraj śniadanie dla Latzkich, zebrawszy jeszcze parę osób z pośród wspólnych znajomych. Między innymi zaprosiłem młodego, bardzo wygadanego barona von Paugwitza „przywiązanego“ tam gdzieś do czegoś w Niemczech, a tutaj do spódnicy panny Heli. Ona go traktuje sarkastycznie i jakby pogardliwie, jednak często można Paugwitza spotkać u Latzkich. Rozmowa przy tej uczcie streściła się do fechtunku między panną Helą, jedyną kobietą przy stole, a owym baronem.
Ona go pognębiała systematycznie pułapkami zastawionemi na jego ignorancję w historji sztuki i literatury, on zaś, bynajmniej nie stropiony, udając nawet jeszcze większego ignoranta, niż jest w istocie, pozwalał umyślnie błyszczeć dowcipowi panny, a tylko na różne tony dawał do zrozumienia, że niczego tak nie pragnie, jak dostać się do niej na stałą naukę. Śniadanie było dla innych ogromnie nudne.
Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/35
Ta strona została przepisana.
23