Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/61

Ta strona została przepisana.

Jednak widocznie Hela ciekawa jest jak pierwsza Ewa. Po obiedzie w jednej przyjemnej, urządzonej jak oranżerja, restauracji, słuchaliśmy muzyki, głuszącej trochę rozmowy. Latzki zajęty był przez ambasadorową hiszpańską. Paugwitz krążył bezradnie około nas, bo mu zająłem jedyne wolne krzesło w pobliżu panny Heli.
— Ale muzyki to już napewno słuchał pan tam z ładną Holenderką?
— Niechże pani odczepi ode mnie tę jakąś Holenderkę, bo to doprawdy nie zgadza się z przenikliwością pani.
— Dobrze, przestanę, ale mi pan powie, dlaczego wyjechał?
— Mówiłem. Zresztą trzeba było poznać i Amsterdam, a moje wakacje mają się ku końcowi.
— Nie, to nic nie objaśnia. Pan się zapewne, jako pisarz zna na psychologji? Ale i ja mam tę pretensję. Więc nikt nie wyjeżdża nagle, bez pożegnania przyjaciół, po wieczorze spędzonym razem przyjemnie... czy nieprzyjemnie?
Poczułem recydywę tego nastroju, który nas łączył przy słuchaniu opery „Tosca“. Jakimś tylko gestem i oczyma odpowiedziałem, że chowam to wspomnienie głęboko w sercu. Ona mówiła dalej:
— Tu zaszedł jakiś powód pańskiego wyjazdu — nie może być inaczej. — Spotkał pan kogoś?
Sprytna taka, czy „filuje“ mnie przez detektywów?
— Spotkał pan jakąś kobietę, która grała rolę w życiu pana? — od której trzeba było uciec?
Wpatrywała się we mnie tak uważnie, żem musiał pilnować swej maski, aby się z czem nie zdradzić. Mówić o Piaście nie chciałem. Ale gdy domysły jej, zresztą

49