Ambroży Radomicki przyjechał tym razem do Poznania nie specjalnie na kolację resursową, lecz na zebranie ziemian, które sam zwołał do Bazaru na dzień następny po kolacji. Lubił on stosunki towarzyskie, u siebie i gdzie indziej, dbał nawet o żywe tętno i ozdobność tych stosunków, ale właściwym celem jego życia było wykonanie obowiązków, które sobie zakreślił. Należał do rzadkiej odmiany ludzi, którzy kochają obowiązek i pełnią go z rozkoszą, nie zaś do tych, którzy mu się poddają ze wstrętem i odwalają go, byle zbyć, jak ciężar jakiś nieznośny. Miał sobie za obowiązek doskonałe urządzenie swego warsztatu ziemskiego i wogóle pomnożenie majątku, który w jego ręku był siłą dobroczynną. Miał też szczere i mocne pragnienie przysporzenia dobrobytu ogółowi rodaków, a pojęcie tego ogółu sięgało krańców Rzeczypospolitej, streszczało się zaś w granicach Poznańskiego i Pomorza. Żywił w sobie ten patrjotyzm czynny i realny, który cechuje wybitnych obywateli wielkopolskich.