Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/154

Ta strona została przepisana.
—   152   —

wały się słyszeć echa sesji, ożywione i aprobacyjne, a tem swobodniejsze, że Ambroży poszedł już spać po dniu ciężko roboczym.
— Ależ zuch Ambroży! Nie jest on z tych gadaczy, co sobie gębę płóczą frazesami, dla popisu. Ale co powie, to wie, to przemyślał, przepracował. Dał nam prawie gotowy materjał do uchwał.
— Prawdę mówiąc, jest on trochę arbitralny — ktoś nadmienił.
— Daj nam Boże więcej takich arbitralnych — odpowiedziano — którzy chcą szczerze publicznego dobra, rzecz rozumieją i choćby za łby ciągną ludzi do pożytecznej roboty.
— Byłby z niego minister.
— Ba, i prezes m inistrów.
— Nie te czasy, moi drodzy.
— Poczekajmy. — Tymczasem mamy go dla siebie. — A nam się przydaje, niema co mówić.