wana roślinność w guście starofrancuskim przerastała architekturę, tworząc zalewy parkowe w śródmieściu, jak te wspaniałe „wały“ Królowej Jadwigi, Warneńczyka, Zygmunta Starego, Batorego i Leszczyńskiego.
Nie miał już czasu Skumin na przegląd tego wszystkiego, ani na zwiedzenie pięciu parków poznańskich. Nachwytawszy w płuca tęsknej woni więdnących liści na „wałach“, podążył do najświetniejszego kompleksu ogrodowego, świeżo nazwanego „parkiem Wilsona“, i tam zajrzał do najpamiętniejszych kątów. Pominął rozległe cieplarnie i oranżerje, wszedł do małej szklarni, zawierającej jedną tylko osobliwość roślinną — „Victoria regia“, królowę lilij wodnych, kąpiącą się we własnym basenie. Liście jej, niby ogromne tace okrągłe parometrowej średnicy, rozkładały się z majestatyczną symetrją na szybie wodnej, tak jędrne i twarde, że unosiły łatwo na swej powierzchni duże zwierzę, albo dziecko ludzkie. Skumin wspominał tu zawsze zielone kobierce nenufarów na swem jeziorze w Hołojsku, które tak lubił, będąc dzieckiem, pruć łódką, albo wyciągać wiosłem razem z ich długą, śliską, brunatną łodygą. Tutaj te liście królewskiej lilji wydawały mu się wspomnieniem dziecięcem, powiększonem niezmiernie przez sen bajkotwórczy.
Wyszedł stamtąd na ogromne kwietniki przed palmiarnią, wołające o szereg posągów, które staną tam zapewne w przyszłości. Tymczasem stał w parku tylko stromy kamień z tablicą pamiątkową na cześć Wilsona, prezydenta Stanów Zjednoczonych, pierwszego z potentatów zwiastuna niepodległości Polski.
Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/168
Ta strona została przepisana.
— 166 —