o to, aby wieść przycichła, a zczasem została zapomniana.
— Dobrze — ale my, Tolibowscy, musimy z tego pasztetu wyjść z honorem.
Rozśmiała się Dosia:
— To mamy razem: papa, ja i honor wychodzić z jednego pasztetu? Ogromny musi być pasztet.
— Nie żartujmy, Doduś — sprawa jest poważna. Czy chciałabyś wyjść zamąż za Janka Skumina?
— Gdzież tam! Właśnie z powodu ostatniej awantury bardzo mi się nie podobał.
— Masz tobie! Z tobą nie można się dogadać. Z takiemi zasadami, czy metodami, nigdy zamąż nie wyjdziesz.
— Może nigdy?
— No, to ja działać będę na swoją rękę, nie pytając o twoje zdanie — zawołał pan Robert gniewnie. — Moja córka kompromituje się z kawalerem, zresztą przydatnym na męża; zażądam, aby kawaler oświadczył się o rękę mojej córki.
— Tego mi papa nie zrobi! — zawołała żywo Dosia.
— Owszem, zrobię. Winienem to sobie samemu.
— Gotów papa sprowadzić nieszczęście!
— Nieszczęście leży w twojem dziwactwie, Dodo. Zresztą niech się oświadczy, a ty możesz go nie przyjąć, jeżeliś taka mądra...
Dyskusja tak się zaogniała, że oboje poczuli potrzebę rozejścia się tym czasem.
Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/179
Ta strona została przepisana.
— 177 —