Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/185

Ta strona została przepisana.
—   183   —

gramowych, które zwykł wogóle prowadzić naczelnie i arbitralnie. Cieszył się, że żona jest mu przystrojem domu i przynętą do życia towarzyskiego, które też lubił w chwilach odpoczynku.
Najważniejszą rozbieżność zdań między Ambrożym a Wercią budziła sprawa dziecka. Ambroży pragnął mieć syna, spadkobiercę cywilnego i duchowego. Wercia, niepozbawiona bynajmniej instynktu macierzyńskiego, starała się jednak odłożyć trud macierzyństwa na później. Ta dyskusja, zrazu żartobliwa i pogodna, pochmurniała stopniowo, aż przeszła nareszcie w cichą rozterkę.
Dziwne, że nawet w najgorętszej fazie romansu z Jankiem Wercia nie chciała mieć z nim dziecka. Gdy czasem we śnie zamajaczył jej urojony owoc ich miłości, wzdrygała się. Jakto? Ten syn nieprawy, noszący przez życie nazwisko cudze, podejrzewany o to, albo i nieprzyznany, męczennik za grzech pierworodny matki! — Na szczęście, minęła już dzisiaj obawa takiego wypadku. — Wercia nie była przewrotna; podlegała tylko porywom zmysłowości i miała stały pociąg do ścisłego, serdecznego przymierza z mężczyzną, które jej się z Ambrożym dotychczas niedostatecznie udawało.
Gdy druga próba takiego przymierza — ta z Jankiem — powiodła się jeszcze gorzej, pomimo kilku chwil rozkosznego upojenia — w głowie pani Weroniki zaczynała kiełkować myśl powrotu do Ambrożego pod każdym względem, myśl zarówno pobożna, jak praktyczna.