Ciężko, zewszechmiar, osiedlał się Skumin w Warszawie. Znał ją powierzchownie z lat przedwojennych, ale wtedy był bardzo młodym chłopcem, bogatym, niezależnym, takim sobie gościem w stolicy, do której zaglądał w przejazdach i mieszkał w hotelach, korzystając z wielkomiejskich urządzeń i rozrywek. Znał wówczas tutaj zaledwie kilkadziesiąt osób ze swego towarzystwa, oraz setkę innych: kupców, rzemieślników, dostawców, którzy mu basowali, jako dobremu klientowi.
Dzisiaj znalazł się z konieczności w tłumie podrzędnych pracowników biurowych. W banku, w oddziale warszawskim, otrzymał tę samą posadę korespondenta w językach obcych, którą zajmował w Poznaniu. Zarabiał tu mało i nie przywiązywał się bynajmniej do pracy nieodpowiedniej jego usposobieniu i wykształceniu, nie obiecującej też wiele na przyszłość. Skumin odrabiał swe obowiązki biurowe starannie, ale z niepomiernym wstrętem. Pozostawiały mu one zresztą wiele wolnego czasu, zwłaszcza wieczory.