go uprzejmie i z ciekawością; został zaraz zaproszony do klubu i do paru domów familijnych.
Na list Roberta Tolibowskiego nie śpieszył się z odpowiedzią. List błąkał się długo, mógł wcale nie dojść, gdyż nie był polecony.
Jednak coś począć trzeba było, jeżeli nie z odpowiedzią na list, to z rozstrzygnięciem kategorycznem pytania, czy Dosia nie chce go za męża, czy nałożyła na niego czasową karę za postępowanie z Ambrożym, czy tylko poprostu kaprysi? — Choć wyrabiał w sobie sztuczną pewność siebie i gorączkową wesołość, wśród nowych wrażeń i zabaw, prześladowała go ciągle ta niepewność.
— I za jeźdźcem siedzi czarna troska — powtarzał sobie łacińskie przysłowie.
Odpowiedź na list była istotnie bardzo trudna do sformułowania. Nie można było przecie powiedzieć, choćby najpiękniej, ale w ten sens: Na rozkaz twój, Robercie, oświadczam się o rękę twojej córki. Napisać zaś krótki list do ojca, a długi i z głębi duszy płynący do córki, kajać się przed nią za grzech nie przeciw niej popełniony, błagać o przebaczenie i zarazem o oddanie mu się na życie?! No, możnaby, gdyby to miało być skuteczne... Ale gdyby ona odważyła się odmówić! — Nie — takie rzeczy załatwiać trzeba w rozmowie bezpośredniej, sprawdzać słowa na wyrazie ust i oczu, działać wymową serdeczną, gotową na zmaganie się z nieprzewidzianemi dzisiaj argumentami... Tak, trzebaby ją zobaczyć — ileż to już
Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/200
Ta strona została przepisana.
— 198 —