Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/208

Ta strona została przepisana.
—   206   —

ojca. Jednak Skumin zdobył się na sztuczną powagę i, stojąc, wyrecytował zdanie uroczyste:
— Panie Robercie, mam zaszczyt prosić cię o pozwolenie starania się o rękę panny Doroty.
Sam pan Robert nie czuł się wygodnie w szacie błogosławiącego ojca, przerzucił się też odrazu do swobody starszego kompana:
— Mój Janku! Jesteś chyba przekonany, że sprzyjam całem sercem tobie i twoim zamiarom. Wywołałem to oświadczenie dla powodów, które znasz. Teraz twoja w tem będzie sztuka przekonać Dodę, co ci się z pewnością uda, nie dziś, to jutro.
Wziął Janka w objęcia i wspiął się na palce, aby dosięgnąć ustami przychylonego czoła kandydata na zięcia. Jedyny to był gest ojcowski, na który sobie pozwolił. Poczem odsapnął od swej roli i zawołał wesoło:
— Chodźmy na śniadanie.
Wódka, przekąska i tak dalej — ułatwiają znakomicie wszelkie porozumienia, czy to dyplomatyczne, czy familijne, odciągając troski i obawy od serca do żołądka, który je przetrawia na pożytek organizmu. Robert poczuł się zaraz przy stole w swej roli naturalnej i ulubionej przyjmowania miłego gościa.
— Co za wspaniałe jezioro! — odezwał się Jan, spoglądając przez szyby okien.
Przestrzeń w ody ciemna, zmarszczona, lśniąca połyskiem szmelcowanej stali, zdawała się płynąć ku łagodnemu wzgórzu, na którem dwór był postawiony. Fale były jeszcze żywe, niepokryte lodem,