Dawano jeść i pić wybornie. Sam pan Ambroży, choć mniej sybarytycznie usposobiony, niż wielu innych, znał się na kuchni i dbał o nią, choćby dla tradycji rodzinnego pałacu, który oddawna podejmował zacnie swych gości. Dzisiaj nie była to już kuchnia staropolska; ledwie z niej zostało kilka potraw przedniejszych. Kuchnia była zasadniczo francuska, trochę tylko obciążona naleciałościami niemieckiemi. W piwnicy, gdzie nie brakło starych węgrzynów i win reńskich, górowały wina francuskie, umiejętnie dobierane i sprowadzane z kraju ich urodzenia.
Nie wszyscy biesiadnicy umieli fachowo oceniać, co im podawano; ale w kalejdoskopie osób, które tu się zmieniły w ciągu lata, zdarzali się i niepospolici znawcy.
Zjechał tu naprzykład pan Dymitr Chalecki, wybitny obywatel z Rusi polskiej, niegdyś członek z wyborów rosyjskiej Rady Państwa, nazywany stąd dotychczas „senatorem“, kierownik różnych instytucyj polskich, ziemianin dużej władzy moralnej w swojej prowincji i dużej fortuny, zagarniętej obecnie w całości przez Sowiety. Nie przeszkadzało mu to do świetnego humoru i wybornego apetytu, pomimo lat ośmdziesięciu. Gadał na potęgę, z młodocianą werwą, jadł i pił ze znawstwem. Dawał z siebie wzór niepożytej rasy, fizycznej i duchowej. Perorował naczelnie, przywykły do posłuchu u siebie, na Wschodzie, ale i z ugrzecznieniem, nabytem w rozmowach z dostojnikami, gdyż bywał w ciągu długiego życia w różnych krajach i wiele miał ciekawych wspomnień. Łączył
Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/22
Ta strona została przepisana.
— 20 —