Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/228

Ta strona została przepisana.
—   226   —

kraczonych białych rękawicach ukazał się i oznajmił, że podano obiad.
Obiad był wcale dobry, obfity w jadło i napój, zwłaszcza w napój, gdyż Topielno posiadało zasobne piwnice, a w nich sławne stare węgrzyny. Jako wino stołowe podawano, obok francuskiego, także młode wino węgierskie, modą już zanikającą w Polsce, w której dawniej pochłaniano przy ucztach puhary, konwie i beczki „sikacza“ i „zieleniaczka“. Pomogło to do zagrzania serc i ośmielenia animuszów biesiadników. Naprzykład Wacio Klonowski, przystojny i dobrze ubrany młodzieniec, którego dotychczas nie słyszano głosu, zaczął coś mówić o koniach.
Po obiedzie towarzystwo rozproszyło się znowu na grupki i kombinacje, niektóre w stylu romansowym. Coraz to ktoś przybywał z bliższego sąsiedztwa, zwłaszcza sporo młodzieży obojga płci, krewnych i przyjaciół solenizantki.
Ale Skumin, pomny przestróg Roberta, nie zbliżał się do panien; zaledwie trochę porozmawiał ze starszą panną Golanczewską, Zosią, która parokrotnie rozpoczynała z nim konwersację, jako gościnna panna domowa.
Skumin przysiadł się do matki jej, pani Maciejowej, nietylko z obowiązku grzeczności, lecz z głębokiej predylekcji.
Pani Golanczewska znała jego matkę i pochodziła sama z jego stron rodzinnych.
— Czy szanowna pani po wojnie zajrzała w nasze strony?